czwartek, 20 grudnia 2012

Un

Kolejny dzień z rzędu Twój luby opuszcza dom w biegu. Gnany czasem zawraca jeszcze z powrotem, aby odebrać od Ciebie kluczyki do samochodu, które już trzymasz wyciągnięte w jego stronę. Chrząkasz i przypominasz mu o pocałunku na 'do widzenia', więc całuje Cię w policzek i znika. Słyszysz jeszcze tylko jak zbiega po schodach, a chwilę potem widzisz jak czarny Mercedes Benz odjeżdża w stronę ośrodka treningowego. Dzień jak co dzień. Dlaczego zatem przyjęłaś jego zaręczyny?  W dalszym ciągu pamiętasz te czasy, kiedy się starał. Kiedy potrafił przychodzić codziennie po Ciebie pod Twoją uczelnie w ręku ściskając pojedynczego tulipana. Uśmiechał się do Ciebie i machał Ci na znak żebyś podeszła. Byłaś wtedy chyba najszczęśliwszą dziewczyną w Amsterdamie. Pamiętasz też kiedy się poznaliście... Miałaś wtedy chyba  13 lat i poznałaś go tylko, dlatego że trafiliście do jednej klasy. Na początku jedynie go tolerowałaś, był taki sam jak każdy nastoletni chłopak. Lata mijały, a Wasze drogi rozeszły się, żeby potem spotkać się na nowo. Na nowej płaszczyźnie. Tak teraz mijają Wam 4 lata związku, 4 lata bycia ze sobą i przy sobie nawzajem. Pamiętasz śmierć swojego ojca, kiedy przepłakałaś w jego rękaw chyba tydzień. Nie liczyło się to, że dopiero przenieśliście się do Paryża, że zaczął grę w nowym klubie. Zapakował się razem z Tobą do samolotu i poleciał do domu. Kochasz go takim jaki jest. Kochasz go za ten nieutemperowany temperament, momentami zbyt ostry język, za silne ramię stanowiące nie raz rusztowanie dla Twojego kruchego ciała. Jest Twój i wiesz o tym... Z jednej strony nie chcesz go zmieniać, z drugiej zaś zrezygnowałabyś z kilku jego przyzwyczajeń. Zdajesz jednak sobie sprawę z tego, że wtedy nic nie byłoby dłużej takie samo.
Rozglądasz się po mieszkaniu w celu zlokalizowania białego puszystego kota. Z bólem serca przyznajesz, żeby zapadł się pod ziemię. Nawet on Cię tu nie lubi. Przeklinasz siebie samą w myślach, że jeszcze nie sprawiłaś mu tego pieprzonego dzwoneczka, który dyndałby teraz na jego szyi i dawał Ci znak, gdzie ukrył się czworonóg. Zrezygnowana kierujesz się w stronę garderoby, którą musieliście zaplanować w tym mieszkaniu, głównie przez wzgląd na pokaźną kolekcję butów Twojego chłopaka. Wyciągasz botki i płaszczyk. Jest jesień i pogoda nie sprzyja spacerom bez jakiegokolwiek wierzchniego okrycia. Odnajdujesz swoją torebkę i klucze od domu, wychodzisz. Sama nie wiesz, gdzie poniosą Cię nogi i jak daleko dojdziesz. Wiesz tylko, że masz dość siedzenia w domu i oczekiwania na to, aż prawy obrońca PSG zabierze Cię gdzieś po treningu. Uświadamiasz sobie, że powoli zaczynasz się w tym wszystkim dusić, dlatego teraz postanawiasz zaczerpnąć świeżego powietrza, jakby miało to w jakiś tajemniczy sposób pomóc.  Po drodze zachodzisz do parku i siadasz na ławce. Nie myślisz o niczym, po prostu siedzisz i patrzysz na ludzi, którzy mijają Cię. I mogłabyś tak siedzieć na prawdę długo, jednak spokój, ciszę i harmonię przerywa dźwięk Twojego telefonu. Zupełnie zrezygnowana wyciągasz go z torebki i odbierasz. Pyta gdzie jesteś, ofiaruje się, że przyjedzie po Ciebie za 10 minut. Stoisz więc teraz i czekasz: dziesięć minut, piętnaście, dwadzieścia, dwadzieścia pięć... Dostrzegasz jakąś dziwną analogię: za każdym razem gdy Ty go potrzebujesz spóźnia się, kiedy on coś chce wszystko musi być na czas. Powoli zaczynasz mieć już tego wszystkiego po dziurki w nosie. Za chwilę jednak  trzęsiesz głową, a swoje narzekanie zrzucasz na jesienną chandrę. Przecież jesteś z nim szczęśliwa, a nawet w Paryżu zdarzają się korki. W końcu przyjeżdża, a na powitanie wpija się swoimi ustami w Twoje. Jest taki kochany, że nawet przez chwilę nie myślisz o tym, że po powrocie do domu musisz zająć się pracą. Ledwo przekraczacie próg mieszkania, a wszystko wraca do tej chorej normy: on ląduje w sypialni bawiąc się swoim BlackBerry, Ty w salonie sprawdzając pocztę i ściągając kolejne teksty do korekty. Wasze ścieżki już dawno zaczęły biec po prostu obok siebie, a nie razem. Być może oszukujecie siebie nawzajem, być może jest Wam tak dobrze, odpowiada Wam ten układ.


Dwa dni później stoisz w kuchni i usiłujesz ściągnąć z szafki wazon. Wiesz, że bez jego pomocy Ci się nie uda, więc wołasz go. Przychodzi z uśmiechem na twarzy i uważnie Ci się przygląda. Odwzajemniasz miły gest, po czym spoglądasz na wazon stojący gdzieś na górze.
-Skąd masz te kwiaty? - rzuca dość pretensjonalnie, ale nie przywiązujesz do tego większej uwagi.
-Kupiłam - ciężko wzdychasz, by za chwilę posłać w jego stronę kolejną aluzję. - Dawno nic nie stało w wazonie, te mieszkanie umiera.
Ściąga szklany flakon i odstawia go gdzieś na bok. Uważnie Ci się przygląda, a po chwili podnosi Cię do góry i sadza na blacie. Zrezygnowana zaczynasz lekko machać nogami i co raz odważniej zaglądać mu w oczy. Czujesz jak delikatnie zaczyna na Ciebie napierać i obejmować swoimi potężnymi ramionami. Całuje Cię, ale nie w usta, nie w czoło, nie w policzek. Celuje prosto w najczulsze miejsca na ciele kobiety - szyję i obojczyki. Cicho mruczysz z zadowolenia, zupełnie jak ten biały kot, kiedy ktoś drapie go za uchem. Bez zawahania sięgasz do jego koszulki i ściągasz ją z niego. Chcesz teraz w pełni móc podziwiać jego tatuaże. W jego głowie krąży jednak coś innego, na pewno nie pozwoli Ci teraz zupełnie bezinteresownie patrzeć na te 3 gwiazdki na środku jego torsu. Czujesz jego rozpalone dłonie na swoimi brzuchu, sama nie wiesz kiedy zdołał wsunąć je pod Twoją koszulkę. Nie protestujesz. Może czujesz się w obowiązku do spełnienia w tym momencie jego zachcianki, a może sama tego chcesz. Może tęsknisz za jego ciałem na Twoim ciele, ciepłym oddech na Twoim karku i scaleniem Waszych ciał w jedno. Nie myślisz nad tym, chcesz go tu i teraz. Ściąga z Ciebie koszulkę sprawiając jednocześnie, że Twój biustonosz ląduje gdzieś między Wami. Nie zauważyłaś nawet, kiedy go odpiął tak bardzo zaabsorbowana byłaś jego pocałunkami. Ponownie mruczysz z rozkoszy i stwierdzasz, że Twoja szyja wygina się co raz bardziej nienaturalnie. Odnajdujesz swoimi dłońmi rozporek jego spodni, żałujesz, że tym razem nie ma na sobie dresów. Za chwilę będziecie się kochać tutaj, w kuchni, w towarzystwie tych kwiatów, które kupiłaś dzisiejszego popołudnia.
Kiedy jest po wszystkim leżysz zupełnie opadnięta z sił w białej pościeli i obrysowujesz palcami jeden z jego tatuaży. Przygląda się temu procesowi w milczeniu. Zupełnie go pochłania, tak jak i Ciebie. Głupio Ci się przyznać, ale tak bardzo tęsknisz za tym Gregorym, który leży teraz z Tobą w łóżku. Za tym chłopakiem, który jest przy Tobie i bezgranicznie Cię kocha. Wygodnie układasz swoją głowę na jego ramieniu i mocno się do niego przytulasz. Leżycie tam zupełnie nadzy i wiesz, że lada moment możecie wrócić do tego momentu, w którym to Wasze ciała wyznają sobie tą bezgraniczną miłość. Obejmuje Cię i całuje w skroń. Jest tak blisko, że już sama nie pamiętasz, kiedy ostatnim razem tak było. W myślach powtarzasz: chwilo trwaj wiecznie, a po chwili podnosisz się z okrzykiem.
-Jezu kwiaty!
Śmieje się z Ciebie, ale nie zamierza Cię zatrzymywać. Nie zamierza też opuszczać tego łóżka i wiesz, że za chwilę będzie Cię wołał i domagał się dalszych pieszczot. Taki właśnie jest Twój Greg, ten sam, z którym na zdjęciu w przedpokoju stoisz tuż obok wieży Eiffela. Pospiesznie nalewasz do wazonu zimnej wody, a potem umieszczasz w niej kwiaty, tylko po to, żeby lada moment znaleźć się z powrotem w sypialni i móc usiąść na nim okrakiem.


A potem przychodzą  dni meczu. Do nich samych nie miałabyś tyle pretensji, gdyby nie to, że po meczach Twój chłopak ginie gdzieś w klubach z kolegami z drużyny. Podobno nie powinnaś narzekać, bo raz na tydzień to i tak mało, ale każdy ma jakieś granice. Ty też, dlatego kolejne wyjście irytuje Cię maksymalnie. Poprzysięgasz sobie odwet i lądujesz w łazience ze swoją najkrótszą i zdecydowanie najseksowniejszą sukienką. Tak przebrana wychodzisz z domu. Gdzie idziesz? Wybór masz szeroki, całe spektrum klubów na Twojej ulicy. Wybierasz ten, z którego wydobywa się kolejna piosenka prosto z top listy radiowej. Wchodząc do środka przypominasz sobie, że nie zostawiłaś mu żadnej kartki z wiadomością, ale teraz to już muzyka prowadzi Cię prosto do baru. To właśnie tam znajdujesz wolny stołek barowy, na którym wygodnie się rozsiadasz i zamawiasz pierwszego drinka. 

sobota, 15 grudnia 2012

Prologue

Siedzisz na łóżku i spoglądasz na kota leżącego obok i mruczącego jakąś kocią kołysankę. Jesteś prawie pewna, że jego biała sierść lśni z oddali. Łapiesz za telefon i sprawdzasz godzinę. 1.30. Zdecydowanym ruchem podnosisz się do góry i kierujesz do okna by zająć swoje miejsce. Miejsce na szerokim drewnianym parapecie. Spoglądasz na oświetloną główną ulicę Paryża, teraz jeszcze spokojną. Ale przecież każda inna kobieta na Twoim miejscu chciałaby tutaj mieszkać. Zabytkowa kamienica z nowoczesnym mieszkaniem i ukochanym u boku. Na pozór spokojny dom. Jednak to o wczesnych godzinach rannych właśnie tą ulicą idzie rozbawiony tłum, który opuszcza kluby leżące na tej samej ulicy, co Twój budynek mieszkalny. Niejednokrotnie budziły Cię te odgłosy imprezy. Chwilę spoglądałaś wtedy w sufit wyczekując na ciszę, a następnie wtulałaś się w wytatuowane ramię swojego  narzeczonego i zasypiałaś jak dziecko. O poranku natomiast budzą Cię dźwięki Paryża budzącego się do życia. Zakorkowana ulica, dźwięki klaksonów, ludzie klnący pod nosem na siebie nawzajem i gwar dzieci zmierzających do szkoły. Mimo to wszystko przecież kochasz to miejsce. Kochasz to miasto.
Siedzisz tak przyglądając się oświetlonemu chodnikowi, jakby szukając na nim jakichś oznak życia. Co prawda przechodził nim kilkukrotnie jakiś pijak, ale nie zwracasz na niego większej uwagi. To nie o tą oznakę życia Ci chodzi. Siedzisz tak dziesięć minut, piętnaście, trzydzieści, godzinę... Zegarek wybija właśnie trzecią nad ranem, ale Ty wciąż nie możesz spać. Wiesz, że lada moment przyczołga się do domu on. Stanie w drzwiach, uśmiechnie się do Ciebie i przeprosi. Nie zwracasz już nawet uwagi na to, że zaczynasz palcem rysować po szybie. Wciąż czekasz...
I słyszysz te głuche trzaśnięcie zamka. Nie ruszasz się z miejsca, nadal siedzisz w tej samej pozycji ze wzrokiem wbitym w jakieś drzewo rosnące po środku chodnika. Patrzysz w nie jakby miało dać Ci jakąś odpowiedź. Powiedzieć jak masz się teraz zachować. Jest 3.30,  a Ty już padasz ze zmęczenia. Wchodzi do sypialni i pierwsze co robi to zwraca się do Ciebie. Zupełnie jakby wiedział, że będziesz siedziała na tym oknie i czekała na niego.
-Nie śpisz?
-Gdzie byłeś? - odpowiadasz pytaniem na pytanie, nawet nie racząc go choćby najmniejszym spojrzeniem.
-To tu, to tam... - rzuca dość obojętnie stając bliżej Ciebie. - Przepraszam...
I znowu przeprasza, jak zwykle, jak co tydzień. Wiedziałaś, że tak to się skończy. Przywlecze się do domu lub zrobią to jego koledzy, a potem z tym nienagannym błyskiem w oku będzie błagał o przebaczenie wszystkich grzechów. Ale przecież kiedyś tak nie było... To, co ostatnio stało się rutyną, kiedyś bywało pojedynczym wybrykiem.
-Jestem zmęczona, Greg - rzucasz krótko i omijasz go szerokim łukiem. Nie masz ochoty z nim rozmawiać i nikt się Tobie nie powinien dziwić. Wskakujesz do łóżka i marzysz już tylko o tym, żeby zasnąć. Wtedy on łapie za skrawek kołdry. Już wiesz, że zaraz będzie chciał dołączyć do Ciebie.
-Idź pod prysznic - rzucasz dość oschle. - Nie sypiam z brudasami.
Wychodzi. Zamykasz oczy i marzysz już tylko o tym, żeby nie obudził Cię za jakieś dwie godziny, jak tylko źle się poczuje. Żeby nie dręczył go mocny kac i żeby żaden upierdliwy listonosz nie zadzwonił do drzwi o ósmej rano. Morfeusz już wzywa Cię do swojej krainy i wiesz, że minuty w miarę trzeźwego myślenia są policzone. Słyszysz wodę lecącą z prysznica. Działa na Ciebie usypiająco, ale przecież ma prawo. Jest czwarta nad ranem, a Ty dopiero zaczynasz swój sen...




Od autorki: Chcę tylko dodać, że rozdziały tutaj będą pojawiały się na pewno rzadziej niż na pozostałych blogach. Ile ich będzie? Sama nie wiem, mam nadzieję zamknąć się w jakichś 10. Pozdrawiam